Zebrałyśmy się jak zwykle w „Prowansji”, by zrelaksować się po ciężkim
tygodniu w miłym babskim towarzystwie. Przy stoliku zasiadła Asia, Madzia,
Kamila i ja. Nastroje i humory nam wszystkim dopisywały. Wyrwanie się z
codziennego kieratu, zapomnienie o koszmarach w pracy i poza nią, bardzo sobie
wszystkie ceniłyśmy. Stąd niegasnące uśmiechy na naszych czterech twarzach. Bez
wyjątku. Kiedy już na stoliku pojawiły się zrealizowane alkoholowe zamówienia,
Asia wziąwszy spory łyk toniku z ginem, oznajmiła stanowczo:
- Będziemy pisały kryminał.
Podniosłyśmy zaciekawione spojrzenia na naszą koleżankę, która widząc
jakie spustoszenie w naszym aparacie mowy poczyniło zaskoczenie, kontynuowała:
- Już wiem nawet kogo zabijemy. Tego dziada kopalnianego, co siedzi w
archiwum a którego nienawidzę.
- Jego?! - zdumiała się Kamila, której sądząc po obrzydzeniu, dziad
kopalniany był najwyraźniej dobrze znany.
- Kto to taki? - spytałam.
- Kanalia, ohydna, obrzydliwa, fałszywa i śmierdząca. Nie ma prawa żyć i
już – wyjaśniła Asia. - Dlatego musimy go zamordować.
- Podoba mi się – wtrąciła Madzia.
- Pisanie, też mi się podoba – dodałam. - Morderstwo już mniej.
- Głupia! - Asia popukała palcem we własne czoło. - Przecież normalnie
nikt nie każe ci go mordować. No, chyba, że bardzo chcesz...
Zaprzeczyłam gwałtownie.
- Jak go zamordujemy? - spytała Madzia, najwyraźniej pragnąc przejść już
do konkretów.
- A motyw? - przypomniała Kamila. - Kto by chciał mordować takiego
dziada?
- Ja! - wykrzyknęła Asia.
- Ale jaki masz motyw? – pytała, powątpiewając Kamila. - Że jest
obrzydliwy i śmierdzący? Kto z takiego powodu morduje ludzi w kryminałach.
- Zwariowałaś?! - oburzyła się Asia. - Przecież teraz właśnie wymyślimy
motyw. Od czego tutaj jesteście?
Madzia wypuściła z siebie głośno powietrze a ja łyknęłam sporo własnego
drinka.
- Przynajmniej możemy spróbować – poddała się Kamila.
- Jak go zamordujemy? - powtórzyła pytanie Madzia.
Okazało się, że w dość niefortunnym momencie, gdyż do naszego stolika
podszedł kelner z zamówionymi tostami. Pytanie Madzi musiało do niego dotrzeć,
sądząc po zmieszanej minie i zastygnięciu z tacą w ręku. Trwało to może kilka
sekund, ale wydawał się nawet lekko spanikowany. Niestety, nikt poza mną nie
dostrzegł obecności kelnera i rozmowa toczyła się w najlepsze.
- Jakoś tak znacząco, spektakularnie - odpowiedziała Asia.
- Może uduszenie? - dopytywała się Madzia.
Kelner prawie rzucił nam talerze z tostami i pospiesznie wrócił za
kontuar. Teraz z niewielkiej odległości obserwował nasze postacie.
- Nie, to musi być niewiadoma – wtrąciła zdegustowana duszeniem Kamila.
- Właśnie. Dobrze byłoby, aby na początku nie wyglądało na morderstwo -
podchwyciła Asia.
- To co? Tabletki nasenne w kawie? Przedawkowanie tabletki gwałtu? –
proponowałam, powoli angażując się w pomysł.
- A można przedawkować tabletkę gwałtu? - zdumiała się Kamila.
- Nie wiem – odparłam. - Tak rzuciłam, bo podobno po iluś godzinach jest
nie do wykrycia.
Madzia sięgnęła do torebki, po chwili wyjmując telefon komórkowy.
- Zadzwonię do koleżanki – powiedziała, wybierając numer. - Jest weterynarzem,
powinna znać się na lekach.
- To spytaj ją też o jakieś leki, które powodują zawał serca – podsunęła
Asia.
W milczeniu sączyłyśmy swoje drinki, czekając na połączenie z koleżanką
weterynarką. Tosty stygły i nawet ich kuszący aromat nie powstrzymał nas od
planowanego zabójstwa.
- Tosia, cześć – rzuciła Madzia pospiesznie do aparatu. - Powiedz, czy
można przedawkować tabletkę gwałtu? Nie, nie jestem pijana a dlaczego pytasz?
No, dobrze, dobrze. Myślałam, że wiesz. A może wiesz, jakie leki mogą wywołać
zawał serca? Co? Lepiej mi zapisz w smsie, bo to bardzo skomplikowane i nie
powtórzę koleżankom. … Jestem w „Prowansji” i planujemy teraz morderstwo. …
Podoba ci się? To wpadnij, na pewno się przydasz.... Nie, nie znasz go. Też go
nie znam... Facet, facet. To na pewno. No, to pa! Dzięki i zapisz mi ten lek -
skończyła rozmowę i zwróciła się do nas: - Załatwione. Z tabletką, to nie ma
pojęcia, ale lek zaraz przyśle.
- A dlaczego właściwie na początku ma nie wyglądać na morderstwo? -
spytałam Aśki.
- Bo miałam go znaleźć ja, więc niekoniecznie musi wisieć z wywieszonym
jęzorem albo leżeć zmasakrowany w kałuży krwi. Poza tym, to musi być nie byle
kto ten morderca... Myśli i chce zatrzeć ślady. Takiego, co wali od razu, to
można szybciej znaleźć a nam przecież zależy na czasie.
- Widzę, że już sporo przemyślałaś – zauważyła Kamila. - Może i nas
wtajemniczysz?
- Owszem, trochę przemyślałam, bo nienawidzę dziada. To musi być jakaś
zemsta. Morderstwo dobrze zaplanowane od lat, z pozorami na naturalny zgon. W
tle gdzieś jakaś zamierzchła historia, może tajemnica...
- Może ktoś go szantażować – podsunęłam.
- Raczej, to on kogoś szantażuje, skoro ginie w takich okolicznościach –
przytomnie zauważyła Madzia. - Gdyby był szantażowany, bo ten, kto szantażuje
nie podcinałby gałęzi na której siedzi. Zatem nie mordował źródła swojego
utrzymania.
- Masz rację – potwierdziła Asia. - Zjedzmy tosty, bo zimne mogą być
niedobre.
Wszystkie posłusznie skupiłyśmy się na konsumpcji. Widmo trupa wisiało
nad nami, ale nie psuło apetytu. Podobnie, jak pełne niepokoju spojrzenia
kelnera. Później jeszcze długo dyskutowałyśmy o naszym kryminale, kłócąc się o
szczegóły. Rozstałyśmy się niechętnie i w niedosycie. Pomysł nas wszystkie
śmiertelnie wciągnął. Żegnający nas z ulgą kelner zapewne pozostał w rozterce
czy dzwonić teraz na policję i ocalić jakiegoś biednego człowieka,
powstrzymując zawczasu cztery morderczynie czy zaryglować się w środku lokalu,
by samemu nie paść ofiarą naszej żądzy krwi. Gdy tylko uświadomiłyśmy sobie, jaki
wpływ mogły mieć nasze rozważania na zdezorientowanego chłopaka, wybuchłyśmy
śmiechem i jeszcze długo śmiałyśmy się w noc.
Nazajutrz około dziesiątej rano trzy z nas otrzymałyśmy złowróżbnego
sms-a: „Dziad jednak nie żyje.” Na początku pomyślałam, że to żart albo
przypomnienie o naszej umowie pisania kryminału. Na wszelki wypadek Aśka
przypomina nam, bo po ilości wypitego alkoholu, mogło nam to umknąć. Po chwili
przyszedł kolejny sms: „Naprawdę nie żyje. Znalazła go Gruba Berta”. No i
wtedy, to omal nie padłam z wrażenia. Przez głowę przebiegła mi myśl, że może
to jednak Aśka nie wytrzymała i zamordowała dziada kopalnianego?
Monika B. Janowska