poniedziałek, 29 lipca 2019

Morderstwo eksperymentalne


Zebrałyśmy się jak zwykle w „Prowansji”, by zrelaksować się po ciężkim tygodniu w miłym babskim towarzystwie. Przy stoliku zasiadła Asia, Madzia, Kamila i ja. Nastroje i humory nam wszystkim dopisywały. Wyrwanie się z codziennego kieratu, zapomnienie o koszmarach w pracy i poza nią, bardzo sobie wszystkie ceniłyśmy. Stąd niegasnące uśmiechy na naszych czterech twarzach. Bez wyjątku. Kiedy już na stoliku pojawiły się zrealizowane alkoholowe zamówienia, Asia wziąwszy spory łyk toniku z ginem, oznajmiła stanowczo:
- Będziemy pisały kryminał.
Podniosłyśmy zaciekawione spojrzenia na naszą koleżankę, która widząc jakie spustoszenie w naszym aparacie mowy poczyniło zaskoczenie, kontynuowała:
- Już wiem nawet kogo zabijemy. Tego dziada kopalnianego, co siedzi w archiwum a którego nienawidzę.
- Jego?! - zdumiała się Kamila, której sądząc po obrzydzeniu, dziad kopalniany był najwyraźniej dobrze znany.
- Kto to taki? - spytałam.
- Kanalia, ohydna, obrzydliwa, fałszywa i śmierdząca. Nie ma prawa żyć i już – wyjaśniła Asia. - Dlatego musimy go zamordować.
- Podoba mi się – wtrąciła Madzia.
- Pisanie, też mi się podoba – dodałam. - Morderstwo już mniej.
- Głupia! - Asia popukała palcem we własne czoło. - Przecież normalnie nikt nie każe ci go mordować. No, chyba, że bardzo chcesz...
Zaprzeczyłam gwałtownie.
- Jak go zamordujemy? - spytała Madzia, najwyraźniej pragnąc przejść już do konkretów.
- A motyw? - przypomniała Kamila. - Kto by chciał mordować takiego dziada?
- Ja! - wykrzyknęła Asia.
- Ale jaki masz motyw? – pytała, powątpiewając Kamila. - Że jest obrzydliwy i śmierdzący? Kto z takiego powodu morduje ludzi w kryminałach.
- Zwariowałaś?! - oburzyła się Asia. - Przecież teraz właśnie wymyślimy motyw. Od czego tutaj jesteście?
Madzia wypuściła z siebie głośno powietrze a ja łyknęłam sporo własnego drinka.
- Przynajmniej możemy spróbować – poddała się Kamila.
- Jak go zamordujemy? - powtórzyła pytanie Madzia.
Okazało się, że w dość niefortunnym momencie, gdyż do naszego stolika podszedł kelner z zamówionymi tostami. Pytanie Madzi musiało do niego dotrzeć, sądząc po zmieszanej minie i zastygnięciu z tacą w ręku. Trwało to może kilka sekund, ale wydawał się nawet lekko spanikowany. Niestety, nikt poza mną nie dostrzegł obecności kelnera i rozmowa toczyła się w najlepsze.
- Jakoś tak znacząco, spektakularnie - odpowiedziała Asia.
- Może uduszenie? - dopytywała się Madzia.
Kelner prawie rzucił nam talerze z tostami i pospiesznie wrócił za kontuar. Teraz z niewielkiej odległości obserwował nasze postacie.
- Nie, to musi być niewiadoma – wtrąciła zdegustowana duszeniem Kamila.
- Właśnie. Dobrze byłoby, aby na początku nie wyglądało na morderstwo - podchwyciła Asia.
- To co? Tabletki nasenne w kawie? Przedawkowanie tabletki gwałtu? – proponowałam, powoli angażując się w pomysł.
- A można przedawkować tabletkę gwałtu? - zdumiała się Kamila.
- Nie wiem – odparłam. - Tak rzuciłam, bo podobno po iluś godzinach jest nie do wykrycia.
Madzia sięgnęła do torebki, po chwili wyjmując telefon komórkowy.
- Zadzwonię do koleżanki – powiedziała, wybierając numer. - Jest weterynarzem, powinna znać się na lekach.
- To spytaj ją też o jakieś leki, które powodują zawał serca – podsunęła Asia.
W milczeniu sączyłyśmy swoje drinki, czekając na połączenie z koleżanką weterynarką. Tosty stygły i nawet ich kuszący aromat nie powstrzymał nas od planowanego zabójstwa.
- Tosia, cześć – rzuciła Madzia pospiesznie do aparatu. - Powiedz, czy można przedawkować tabletkę gwałtu? Nie, nie jestem pijana a dlaczego pytasz? No, dobrze, dobrze. Myślałam, że wiesz. A może wiesz, jakie leki mogą wywołać zawał serca? Co? Lepiej mi zapisz w smsie, bo to bardzo skomplikowane i nie powtórzę koleżankom. … Jestem w „Prowansji” i planujemy teraz morderstwo. … Podoba ci się? To wpadnij, na pewno się przydasz.... Nie, nie znasz go. Też go nie znam... Facet, facet. To na pewno. No, to pa! Dzięki i zapisz mi ten lek - skończyła rozmowę i zwróciła się do nas: - Załatwione. Z tabletką, to nie ma pojęcia, ale lek zaraz przyśle.
- A dlaczego właściwie na początku ma nie wyglądać na morderstwo? - spytałam Aśki.
- Bo miałam go znaleźć ja, więc niekoniecznie musi wisieć z wywieszonym jęzorem albo leżeć zmasakrowany w kałuży krwi. Poza tym, to musi być nie byle kto ten morderca... Myśli i chce zatrzeć ślady. Takiego, co wali od razu, to można szybciej znaleźć a nam przecież zależy na czasie.
- Widzę, że już sporo przemyślałaś – zauważyła Kamila. - Może i nas wtajemniczysz?
- Owszem, trochę przemyślałam, bo nienawidzę dziada. To musi być jakaś zemsta. Morderstwo dobrze zaplanowane od lat, z pozorami na naturalny zgon. W tle gdzieś jakaś zamierzchła historia, może tajemnica...
- Może ktoś go szantażować – podsunęłam.
- Raczej, to on kogoś szantażuje, skoro ginie w takich okolicznościach – przytomnie zauważyła Madzia. - Gdyby był szantażowany, bo ten, kto szantażuje nie podcinałby gałęzi na której siedzi. Zatem nie mordował źródła swojego utrzymania.
- Masz rację – potwierdziła Asia. - Zjedzmy tosty, bo zimne mogą być niedobre.
Wszystkie posłusznie skupiłyśmy się na konsumpcji. Widmo trupa wisiało nad nami, ale nie psuło apetytu. Podobnie, jak pełne niepokoju spojrzenia kelnera. Później jeszcze długo dyskutowałyśmy o naszym kryminale, kłócąc się o szczegóły. Rozstałyśmy się niechętnie i w niedosycie. Pomysł nas wszystkie śmiertelnie wciągnął. Żegnający nas z ulgą kelner zapewne pozostał w rozterce czy dzwonić teraz na policję i ocalić jakiegoś biednego człowieka, powstrzymując zawczasu cztery morderczynie czy zaryglować się w środku lokalu, by samemu nie paść ofiarą naszej żądzy krwi. Gdy tylko uświadomiłyśmy sobie, jaki wpływ mogły mieć nasze rozważania na zdezorientowanego chłopaka, wybuchłyśmy śmiechem i jeszcze długo śmiałyśmy się w noc.

Nazajutrz około dziesiątej rano trzy z nas otrzymałyśmy złowróżbnego sms-a: „Dziad jednak nie żyje.” Na początku pomyślałam, że to żart albo przypomnienie o naszej umowie pisania kryminału. Na wszelki wypadek Aśka przypomina nam, bo po ilości wypitego alkoholu, mogło nam to umknąć. Po chwili przyszedł kolejny sms: „Naprawdę nie żyje. Znalazła go Gruba Berta”. No i wtedy, to omal nie padłam z wrażenia. Przez głowę przebiegła mi myśl, że może to jednak Aśka nie wytrzymała i zamordowała dziada kopalnianego?


Monika B. Janowska

czwartek, 25 lipca 2019

Uwolnić ogórki?




Nie wiem, jak Wam, ale mnie kompletnie nie układa się z… ogórkami. Kilka słoików stoi w szeregu i czeka na jakąś zawartość. Tymczasem ogórki powyginane uroczo w uśmiechy, rechoczą z mojego niecodziennego pomysłu, wymykają z rąk i za nic nie chcą być ukiszone, zakonserwowane i zamknięte. Może wiedzą, że i tak mi nic nie wyjdzie z przetworami? Może znają moje porażki w tym temacie i nie zamierzają padać ofiarą kolejnych beznadziejnych prób przygotowywania zapasów na zimę? Może nie chcą mnie męczyć, bo widzą jak się zmuszam do kuchennych manewrów?
Dziwnie się czuję z ich buntem, ale z czystego lenistwa nie mam nic przeciw. Kolejny dzień z mizerią, to naprawdę smaczny wybór.


fot. Monika B. Janowska

Małe przyjemności