![]() |
fot. Monika B. Janowska |
Podczas tegorocznych wakacyjnych wypraw odwiedziłam miejsce związane z Sergiuszem Piaseckim, jednym z moich ulubionych pisarzy, którego burzliwe życie w pełni zasługuje na ekranizację. Święty Krzyż dzisiaj nie przypomina jednego z najcięższych więzień II Rzeczypospolitej i prawie nikt nie kojarzy, że tutaj został zamknięty pisarz a wcześniej szpieg i przemytnik. Sergiusz Piasecki odniósł się do tego z humorem, opisując ten fragment życia w krótkiej autobiograficznej notce na prośbę wydawcy:
"Wreszcie przesłano mnie dla urozmaicenia do szczególnie interesującego więzienia na Świętym Krzyżu, które stoi na szczycie Łysej Góry i pławi się w chmurach. Tam, aby jeszcze więcej dokuczyć sobie, napisałem powieść, która nie wiadomo dlaczego miała ogromne powodzenie, tak że została przetłumaczona na wiele języków. Tego było już za wiele i 2 sierpnia 1937 roku naczelnik więzienia kazał mi iść precz, chociaż - gdybym powieści nie napisał - mógłbym mieszkać tam beztrosko jeszcze 4 lata. Stało się to po 11 latach pobytu tam, gdy już do wszystkiego się przyzwyczaiłem. Dla orientacji podam, że najtrudniej odbyć w więzieniu tylko pierwsze 10 lat. Musiałem opuścić więzienie i znowu troszczyć się o swoje utrzymanie."
![]() |
Święty Krzyż fot. Monika B. Janowska |
Mnie urzekł swoją i zdobył moje czytelnicze serce pierwszą powieścią „Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy”, która zapewniła mu rozgłos i wyjście z więzienia, ale najbardziej mi bliska, najzabawniejsza i jednocześnie refleksyjna pozostanie zawsze książka pt. „Zapiski oficera Armii Czerwonej”. O niej właśnie napisałam lata temu recenzję, którą poniżej przedstawiam.
Los człowieka radzieckiego, czyli wdzięczność po komsomolsku
„Noc była czarna jak sumienie faszysty, jak zamiary polskiego pana, jak polityka angielskiego ministra.” - znacząco rozpoczyna się powieść Sergiusza Piaseckiego „Zapiski oficera Armii Czerwonej”. Owa noc trwa nieprzerwanie z krótkotrwałymi przerwami w umyśle narratora-bohatera i spowija na koniec cały zajęty przez bolszewików kraj. Narrator-bohater, Miszka Zubow, poprzez swe spisywane refleksje , udostępnia nam swój umysł „uczciwego bolszewika”. Mamy niepowtarzalną okazję spojrzeć jego oczami na świat i ludzi tamtego okresu. Poznać mroczne tajemnice bolszewickiego panowania poprzez szczere wyznania jednego z uczestników i chyba ofiar tego systemu totalitarnego.
Powoli jednak nasz śmiech gaśnie. To, co wydawałoby się komicznym gagiem i trochę trącącym absurdem staje się smutną rzeczywistością. Wydawałoby się, że to nie realne, aby taka ciemnota zwyciężyła, a jednak...
Nasz narrator zmienia się pod wpływem wydarzeń politycznych. Przystosowuje się niczym kameleon do nowych warunków. Ot, czego nauki pobierał w komsomolskiej szkole! Kruszeje. Zabrakło strachu, który napędzał jego bolszewickie życie. Jest teraz nowa władza (po napadzie Niemiec na Związek Radziecki) i w zapiskach pojawia się nowa dedykacja: Adolfowi Hitlerowi. Na krótko, bowiem pod wpływem nowych faktów, utwór dedykowany jest Sikorskiemu, Raczkiewiczowi i Churchillowi aby ostatecznie powrócić do „WIELKIEGO WODZA ludzkości, Stalina”.
Uśmiech nam gaśnie, gdy czytamy o skutkach panującej w umyśle dzielnego bolszewika owej „czarnej nocy”. Przekonują się o tym szczególnie Polacy, którzy pomogli Miszce przeżyć okupacje niemiecką i bynajmniej wcale im do śmiechu nie jest.
Monika B. Janowska