sobota, 29 sierpnia 2020

Sergiusz Piasecki "Zapiski oficera Armii Czerwonej", wyd. LTW

 

fot. Monika B. Janowska

 Podczas tegorocznych wakacyjnych wypraw odwiedziłam miejsce związane z Sergiuszem Piaseckim, jednym z moich ulubionych pisarzy, którego burzliwe życie w pełni zasługuje na ekranizację. Święty Krzyż dzisiaj nie przypomina jednego z najcięższych więzień II Rzeczypospolitej i prawie nikt nie kojarzy, że tutaj został zamknięty pisarz a wcześniej szpieg i przemytnik. Sergiusz Piasecki odniósł się do tego z humorem, opisując ten fragment życia w krótkiej autobiograficznej notce na prośbę wydawcy:

 

"Wreszcie przesłano mnie dla urozmaicenia do szczególnie interesującego więzienia na Świętym Krzyżu, które stoi na szczycie Łysej Góry i pławi się w chmurach. Tam, aby jeszcze więcej dokuczyć sobie, napisałem powieść, która nie wiadomo dlaczego miała ogromne powodzenie, tak że została przetłumaczona na wiele języków. Tego było już za wiele i 2 sierpnia 1937 roku naczelnik więzienia kazał mi iść precz, chociaż - gdybym powieści nie napisał - mógłbym mieszkać tam beztrosko jeszcze 4 lata. Stało się to po 11 latach pobytu tam, gdy już do wszystkiego się przyzwyczaiłem. Dla orientacji podam, że najtrudniej odbyć w więzieniu tylko pierwsze 10 lat. Musiałem opuścić więzienie i znowu troszczyć się o swoje utrzymanie."

 

Święty Krzyż  fot. Monika B. Janowska

 

Mnie urzekł swoją i zdobył moje czytelnicze serce pierwszą powieścią „Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy”, która zapewniła mu rozgłos i wyjście z więzienia, ale najbardziej mi bliska, najzabawniejsza i jednocześnie refleksyjna pozostanie zawsze książka pt. „Zapiski oficera Armii Czerwonej”. O niej właśnie napisałam lata temu recenzję, którą poniżej przedstawiam.

Los człowieka radzieckiego, czyli wdzięczność po komsomolsku

 „Noc była czarna jak sumienie faszysty,  jak zamiary polskiego pana, jak polityka angielskiego ministra.”  - znacząco rozpoczyna się powieść Sergiusza Piaseckiego „Zapiski oficera Armii Czerwonej”. Owa noc trwa nieprzerwanie z krótkotrwałymi przerwami w umyśle narratora-bohatera i spowija na koniec cały zajęty przez bolszewików kraj. Narrator-bohater, Miszka Zubow, poprzez swe spisywane refleksje , udostępnia nam swój umysł „uczciwego bolszewika”. Mamy niepowtarzalną okazję spojrzeć jego oczami na świat i ludzi tamtego okresu. Poznać mroczne tajemnice bolszewickiego panowania poprzez szczere wyznania jednego z uczestników i chyba ofiar tego systemu totalitarnego. 

   Powieść początkowo sprawia wrażenie komedyjki w lekkim stylu. Ot, dobrze wykształcony politycznie Misza Zubow, wkracza 17 września 1939 roku na Wileńszczyznę, aby wyzwalać uciemiężoną klasę robotniczą i chłopską. Przekonany solidnie o konieczności ratowania polskiego proletariatu, zapoznany przez sowiecką propagandę z krytyczną sytuacją społeczeństwa polskiego: głód, przemoc, bieda, niewola, styka się z rzeczywistością całkowicie odmienną. Zamieszkuje w Wilnie. Pierwszy spacer po mieście budzi w nim ciekawość i odrobinę płoszy. Trzyma się jednak Misza wpojonej ideologii i zdaje się nie dostrzegać rozdźwięku pomiędzy hasłami propagandy a tym co na własne oczy zobaczył. W swych zapiskach, które dedykuje towarzyszowi Stalinowi sam siebie przekonuje, że tylko bolszewicka prawda się liczy. Zatem pierwsza część obfituje w zabawne konkluzje Zubowa i jego wesołe przygody.

 Powoli jednak nasz śmiech gaśnie. To, co wydawałoby się komicznym gagiem i trochę trącącym absurdem staje się smutną rzeczywistością. Wydawałoby się, że to nie realne, aby taka ciemnota zwyciężyła, a jednak...

Nasz narrator zmienia się pod wpływem wydarzeń politycznych. Przystosowuje się niczym kameleon do nowych warunków. Ot, czego nauki pobierał w komsomolskiej szkole! Kruszeje. Zabrakło strachu, który napędzał jego bolszewickie życie. Jest teraz nowa władza (po napadzie Niemiec na Związek Radziecki) i w zapiskach pojawia się nowa dedykacja: Adolfowi Hitlerowi. Na krótko, bowiem pod wpływem nowych faktów, utwór dedykowany jest Sikorskiemu, Raczkiewiczowi i Churchillowi aby ostatecznie powrócić do „WIELKIEGO WODZA ludzkości, Stalina”.

Uśmiech nam gaśnie, gdy czytamy o skutkach panującej w umyśle dzielnego bolszewika  owej „czarnej nocy”. Przekonują się o tym szczególnie Polacy, którzy pomogli Miszce przeżyć okupacje niemiecką i bynajmniej wcale im do śmiechu nie jest.


 

 Monika B. Janowska


1 komentarz:

  1. Dzień dobry pani Moniko..
    Pani tworzy, pani pisze wciąż. Ja jakoś zaczynam myśleć, iż marnuję w ten sposób czas. Czytając. Mam wrażenie, że chcę się zatrzymać o krok od celu. Ale to mało istotne. Co ważne dla mnie teraz: rzuciłem palenie. Już prawie pół roku temu. Proszę dbać o zdrowie i nie przestawać pisać. Kłaniam się.

    OdpowiedzUsuń

Małe przyjemności