czwartek, 19 grudnia 2019

A tymczasem przed świętami w Klubie Książki...

Jezus przychodzi a nie sanepid

fot. Monika B. Janowska

      Na naszym comiesięcznym spotkaniu w Klubie Książki jak zwykle zaczynałyśmy od omawiania zadanej nam przez Asię, lektury, ostatniej w tym roku. Nie wszystkim przypadł do gustu Filip Springer i dyskusja ruszyła z kopyta już od początku spotkania. Zarzuty i pretensje do autora, mieszały się z uwielbieniem i zachwytem. Przyniesione egzemplarze „Dwunaste: Nie myśl, że uciekniesz” ponownie były kartkowane, by posłużyć się odpowiednim cytatem w swojej argumentacji. Emocje rumieniły policzki i podnosiły głosy, ale nikt nikogo mordować nie zamierzał. Ot, zwyczajne spotkanie miłośników książek.

    Jednak jak to bywa, literatura plącze się po rzeczywistości i odwrotnie i z książki Springera zeszłyśmy na tematy różne. Oczywiście, zaczęło się siłą rzeczy o Duńczykach, potem przeskoczyłyśmy sprawnie na uchodźców, dalej wmieszana została Olga Tokarczuk z Noblem i bez Nobla, bo z własnymi książkami. W tym miejscu dziwnym zbiegiem okoliczności powróciliśmy do Danii i jej mieszkańców, by stwierdzić, że Jante jest wszędzie i teraz rozpoczęłyśmy podróż po narodowych klęskach i wschodniej ścianie Polski. Tak została wspomniana inna książka „Wędrowny zakład fotograficzny”. Ktoś wspomniał „Poniemieckie” i rozgorzała dyskusja o pochodzeniu. 
    Wreszcie Asia z racji odczuwanego i słyszalnego głodu, poruszyła tematy kulinarne, których paradoksalnie nienawidziła. W tym miejscu klubowiczki znów się podzieliły, bowiem część poparła Joasię w zgodnym obrzydzeniu do garnków i własnej kuchni. Natomiast nieliczni rozpoczęli pochwalne tyrady na temat kunsztownego i zdrowego przygotowywania posiłków. Monika (z obozu „kuchni mówimy: NIE!”) przyznała się, że kiedy wszyscy domownicy ją chwalą i dziękują za smaczny posiłek, czuje takie wyrzuty sumienia, jakby ukradła w sklepie drogie perfumy. Idąc tym tropem, Dorota wspomniała o prezentach w drogerii i tak dotarłyśmy do choinek, bombek, ozdób świątecznych, rozświetlonych domów i okien. No i w tym momencie Edyta, dotąd pogrążona w opowieści o wysublimowanych potrawach wegetariańskich, zerwała się gwałtownie z krzesła i w szalonym pędzie ruszyła do wieszaka z kurtkami. 
- No właśnie! Święta! – zawodziła, bezskutecznie próbując wydobyć swój płaszcz spod kilku warstw kurtek. – A ja nie umyłam okien! Kiedy ja mam je umyć?! Ciągle w pracy! Ale takie brudne od ulicy, że nic tylko moje okna straszą tym brudem!
Iwonka podeszła do niej i ujęła za przegub, by delikatnie poprowadzić z powrotem do naszego stolika. 
- Daj spokój, Edytka! Jezus w święta przychodzi a nie sanepid – powiedziała spokojnie i mogłyśmy znów powrócić do książki Filipa Springera.

Monika B. Janowska

2 komentarze:

  1. Dzień dobry pani Moniko.
    Chciałem życzyć pani Wesołych Świąt, zdrowych i spokojnych w gronie rodziny. Spełnienia marzeń. Można spełniać marzenia - pisząc. Twórczość jest przepustką do lepszego życia. Ale to, które mamy też jest kochane, a w święta jeszcze bardziej.
    Co do powyższego tekstu - to świetną ma pani pamięć, zapamiętać tak wielowątkową dyskusję nie jest łatwo. Ja dziś wstałem przed świtem - o tej porze roku to nietrudne, i szykuję się do uczty. Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku pani Moniko, natchnienia i rzemieślniczego uporu w tworzeniu kolejnych powieści i wpisów.
    Kłaniam się - Jurek..

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję i wzajemnie. Tobie również życzę wiele dobrego i wytrwałości w osiąganiu literackich i życiowych celów.

    OdpowiedzUsuń

Małe przyjemności