piątek, 22 maja 2020

Niezawodny Reacher


fot. Monika B. Janowska

Dobra, przyznaję się. Ostatnio nie czytałam za wiele. Sytuacja wokół przygnębiła mnie bezlitośnie, ale postanowiłam zrobić spóźnione wiosenne porządki w głowie i przełamać czytelniczy zastój Jackiem Reacherem. Wiadomo, przynajmniej dla tych, którzy Jacka znają, że on nigdy nie zawodzi. No i mnie nie zawiódł. Połknęłam dwie książki na raz i jeszcze jedną na deser, by znów znaleźć się na czytelniczo-książkowej drodze.
Z Reacherem, to nie jest tak, że gdy coś złego się dzieje, to facet odpuści. Powie sobie i innym, okej, to nie moja sprawa. Nie, nie. Każda sprawa jest Jacka i dobrze jest mieć go po swojej stronie.
Przemieszcza się po Stanach Zjednoczonych bez określonego celu, bez bagażu, z wojskową przeszłością i zatrzymuje tak po prostu, gdy coś go zaintryguje. Rozwiąże sprawę, pomoże, zlikwiduje i rusza dalej...
 A ja ufnie podążyłam za nim.
fot. Monika B. Janowska

piątek, 1 maja 2020

Majowe tęsknoty i fantazje



Jestem z tego pokolenia, które dobrze pamięta pochody pierwszomajowe. Transparenty, portrety Lenina, czerwone i biało-czerwone flagi, goździki ze "szparagusem" i tłum ludzi może średnio zadowolonych, ale maszerujących ramię w ramię, ręka w rękę, nawet z przyklejonymi na siłę uśmiechami, mijający udekorowaną trybunę na Placu Słowiańskim, gdzie byliśmy pozdrawiani przez przedstawicieli lokalnych władz. No i te hasła: „Naród z partią. Partia z narodem!” „Budujemy przyszłość naszej socjalistycznej ojczyzny” itd. itp. do upojenia! 
 
zdjęcie z internetu
Raz niosłam jedną z literek w wyrazie „Szkoła podstawowa”, który w długim szeregu nieśliśmy przed wszystkimi szkołami i mam takie wspomnienie, że „W” strasznie było ciężkie i niewygodne w trzymaniu. Opóźniałam marsz, co chwilę delikatnie popychana przez zniecierpliwioną nauczycielkę odpowiedzialną za całą organizację. W końcu, i na szczęście dla mnie, jakiś inny nieszczęśnik, wyznaczony ze starszych klas, zmienił mnie po kilkudziesięciu metrach marszu.  
Pamiętam, że po pochodzie wszyscy szliśmy do miejskiego parku, na watę cukrową, na stragany z zabawkami, balony, kręcone lody, wodę z saturatora, oranżadę w woreczku foliowym z budki przy stadionie. No i tłumy, tłumy, gwar, śmiechy dzieci…
Tak. Pochody pierwszomajowe pamiętam, ale nie pamiętam ani razu, abym kiedykolwiek wspominała ten czas z rozrzewnieniem czy sentymentem i wyrażała nawet w myślach żal za tamtymi pochodami. Owszem, nasłuchałam się westchnień i wspaniałych wspominek innych ludzi, albo dla kontrastu samych niemiłych wypowiedzi o fałszu, spędzie, zmuszaniu do marszu, szantażach. Ale to były wspomnienia innych uczestników, bo ja kompletnie nie miałam do pierwszomajowych pochodów żadnego stosunku.
No i dzisiaj sama siebie zaskoczyłam. Patrząc na wciąż puste ulice, bez ludzi, samochodów, całkowicie oddane majowemu, wiosennemu słońcu, śpiewającym ptakom i kwitnącym bzom, zatęskniłam za… pierwszomajowymi marszami, tłumem, ludźmi. Dobra, mogę nawet uginać się pod ciężkim popiersiem Lenina, taszcząc go w pierwszym rzędzie pochodu, machać flagą z okrzykiem patriotycznym albo socjalistycznym na ustach, wypiąć pierś do orderów, napisać pochwalny wiersz, byle w tłum, byle ramię przy ramieniu, głowa przy głowie! Wszystko jedno w jakiej sprawie! Bez rękawiczek, maseczek i płynów dezynfekujących! Ale ludzie, gdzie wy jesteście?!!! Luuuuudzieeeee!
Stop! Stop! Cięcie! Co ze mną uczyniła ta izolacja i tęsknota za życiem towarzyskim czy choćby za innym człowiekiem (nie-domownikiem)? Przepotworzyłam się w jakąś straszną desperatkę, zupełnie mi obcą. Przecież ja nie znosiłam tłumów…

PS. Ale gdyby gdzieś albo komuś zginęło popiersie Lenina, to naprawdę nie ja! Nie ja!

Monika B. Janowska

Małe przyjemności