Jestem z tego pokolenia, które
dobrze pamięta pochody pierwszomajowe. Transparenty, portrety Lenina, czerwone
i biało-czerwone flagi, goździki ze "szparagusem" i tłum ludzi może średnio
zadowolonych, ale maszerujących ramię w ramię, ręka w rękę, nawet z
przyklejonymi na siłę uśmiechami, mijający udekorowaną trybunę na Placu
Słowiańskim, gdzie byliśmy pozdrawiani przez przedstawicieli lokalnych władz.
No i te hasła: „Naród z partią. Partia z narodem!” „Budujemy przyszłość naszej
socjalistycznej ojczyzny” itd. itp. do upojenia!
 |
zdjęcie z internetu |
Raz niosłam jedną z literek w
wyrazie „Szkoła podstawowa”, który w długim szeregu nieśliśmy przed wszystkimi
szkołami i mam takie wspomnienie, że „W” strasznie było ciężkie i niewygodne w
trzymaniu. Opóźniałam marsz, co chwilę delikatnie popychana przez
zniecierpliwioną nauczycielkę odpowiedzialną za całą organizację. W końcu, i na
szczęście dla mnie, jakiś inny nieszczęśnik, wyznaczony ze starszych klas,
zmienił mnie po kilkudziesięciu metrach marszu.
Pamiętam, że po pochodzie wszyscy szliśmy do miejskiego parku, na watę cukrową, na stragany z zabawkami, balony, kręcone lody, wodę z saturatora,
oranżadę w woreczku foliowym z budki przy stadionie. No i tłumy, tłumy, gwar,
śmiechy dzieci…
Tak. Pochody pierwszomajowe
pamiętam, ale nie pamiętam ani razu, abym kiedykolwiek wspominała ten czas z
rozrzewnieniem czy sentymentem i wyrażała nawet w myślach żal za tamtymi
pochodami. Owszem, nasłuchałam się westchnień i wspaniałych wspominek innych
ludzi, albo dla kontrastu samych niemiłych wypowiedzi o fałszu, spędzie,
zmuszaniu do marszu, szantażach. Ale to były wspomnienia innych uczestników, bo
ja kompletnie nie miałam do pierwszomajowych pochodów żadnego stosunku.
No i dzisiaj sama siebie
zaskoczyłam. Patrząc na wciąż puste ulice, bez ludzi, samochodów, całkowicie
oddane majowemu, wiosennemu słońcu, śpiewającym ptakom i kwitnącym bzom,
zatęskniłam za… pierwszomajowymi marszami, tłumem, ludźmi. Dobra, mogę nawet
uginać się pod ciężkim popiersiem Lenina, taszcząc go w pierwszym rzędzie
pochodu, machać flagą z okrzykiem patriotycznym albo socjalistycznym na ustach,
wypiąć pierś do orderów, napisać pochwalny wiersz, byle w tłum, byle ramię przy
ramieniu, głowa przy głowie! Wszystko jedno w jakiej sprawie! Bez rękawiczek,
maseczek i płynów dezynfekujących! Ale ludzie, gdzie wy jesteście?!!!
Luuuuudzieeeee!
Stop! Stop! Cięcie! Co ze mną
uczyniła ta izolacja i tęsknota za życiem towarzyskim czy choćby za innym
człowiekiem (nie-domownikiem)? Przepotworzyłam się w jakąś straszną desperatkę,
zupełnie mi obcą. Przecież ja nie znosiłam tłumów…
PS. Ale gdyby gdzieś albo komuś zginęło
popiersie Lenina, to naprawdę nie ja! Nie ja!
Monika B. Janowska