poniedziałek, 30 września 2019

Podróżowanie


    Rozpakowane walizki zostały upchnięte w ciemny kąt szafy. Teraz trzeba zająć się selekcją wspomnień, zdjęć, wrażeń. No i planowaniem kolejnych wyjazdów. 

fot. Monika B. Janowska

    Jedna podróż się kończy a druga zaczyna. Chociaż zawsze przeżywam jedną podróż dwukrotnie.
    Po raz pierwszy, gdy planuję. Uwielbiam tę gorączkę poszukiwań, zachłanne zbieranie informacji, przeszukiwanie Internetu, otaczanie się książkowymi przewodnikami. Planowanie trwa niemal cały rok i zabija ponury czas zimnych dni, ale przede wszystkim rozmnaża zapiski w moim notesie dotyczące trasy, miejsc i zabytków, które trzeba zobaczyć. 

fot. Monika B. Janowska
   Po raz drugi przeżywam podróż, już w drodze, gdy okazuje się, że zapomniałam o zapisanym obficie notesie, który sobie pozostał w pustym domu. Nie ma jednak rozpaczy, pretensji i żalu, bo zdaję się na żywioł, na to, co przyniesie kolejny dzień, kolejny kilometr, kolejny spotkany człowiek. I nigdy się nie zawiodłam.

fot. Monika B. Janowska

fot. Monika B. Janowska
 Monika B. Janowska

sobota, 14 września 2019

Bukareszt z cieniem dyktatora

Bukareszt, 30 lipca 2019 r., wtorek


    Woody Allen powiedział kiedyś: „Jedyne czego żałuję w życiu, to tego, że nie jestem kimś innym.”
    Parafrazując wielkiego artystę, Nicolae Ceauşescu powinien powiedzieć do własnego narodu: „Jedyne czego żałuję w życiu, to tego, że nie byłem kimś lepszym”. Niestety, w ostatnich chwilach rumuńskiego dyktatora, uwiecznionych na filmie z egzekucji zabrakło pokory, bicia się w piersi czy prośby o wybaczenie. Oglądam ten film w bukaresztańskim hotelu, aby wczuć się w nastrój, w historyczne tło przed jutrzejszą wizytą w monumentalnym Pałacu Parlamentu, zwanym też Domem Ludowym.
  
fot. Monika B. Janowska
    Wszystkie dane i statystyki związane z tym monumentalnym budynkiem i jednym z największych na świecie można znaleźć w przewodnikach i w Internecie, więc nie będę niczego powielała. Jedno jest pewne - liczby wyburzonych budynków, architektów i inne podawane informacje potrafią postawić włos na głowie, wywołać szok i niedowierzanie, zwłaszcza, że pod powierzchnią jest jeszcze kilka kondygnacji.
    Zanim zostaniemy wpuszczeni na "salony" przechodzimy kontrolę z wykrywaczem metali i prześwietlaniem toreb i plecaków, otrzymujemy identyfikatory i zostajemy przygarnięci przez anglojęzyczną przewodniczkę. Niestety, nie ma przewodnika mówiącego po polsku, ale bierzemy kto jest, bo samodzielne, indywidualne zwiedzanie jest niemożliwe.

fot. Monika B. Janowska

    Wspinamy się po marmurowych za przewodniczką i rozglądamy zachłannie wokół, w prawo, w lewo, do tyłu, do góry. Przepych, wielkość pomieszczeń a raczej sal i korytarzy obezwładnia i autentycznie zapiera dech. Marmury w różnych kolorach, złoto, kryształ, stal, brąz, drewno, szkło... i dywany. Może się zakręcić w głowie od nadmiaru wszystkiego, co widzą oczy. 

fot. Monika B. Janowska

fot. Monika B. Janowska

fot. Monika B. Janowska

    Robi się też smutno na duchu ze świadomością, że Rumuni cierpieli taką biedę, brak prądu, ogrzewania, zaopatrzenia w sklepach, a tutaj tymczasem...


fot. Monika B. Janowska

fot. Monika B. Janowska

Monika B. Janowska
    Sprzątanie tu trwa bez końca...
fot. Monika B. Janowska
   Na koniec zostajemy wyprowadzeni znienacka na taras widokowy wprost na tzw. Bulwar Zwycięstwa Socjalizmu.
fot. Monika B. Janowska

fot. Monika B. Janowska
    Po wyjściu bardzo dłuuuugo okrążamy Pałac Parlamentu, by owym bulwarem dotrzeć do zaledwie fragmentu ocalałego Starego Miasta. 
CDN...

Monika B. Janowska

piątek, 13 września 2019

Belgrad, Cerkiew św. Sawy


fot. Monika B. Janowska


Belgrad, 4 sierpnia 2019 roku, niedziela


   Kiedy w zeszłym roku odwiedziłam Belgrad po raz pierwszy, pozostawił po sobie niedosyt. Musiałam jeszcze raz tutaj zajrzeć, zobaczyć inny fragment miasta. Jednak znów miałam jedynie jeden dzień... Zwyczajowo dokonuję wyboru spośród licznych i kuszących zabytków stolicy Serbii.
     Na początek wybrałam się do jednej z największych cerkwi na świecie - Cerkwi Św. Sawy.

fot. Monika B. Janowska

     Kiedy wchodzi się do środka, wnętrze nie robi imponującego wrażenia. Wręcz przeciwnie. Wchodzę w sam środek remontu, budowlanego kurzu i zabezpieczeń przed niepożądanym wstępem.  Na tle budowlanych "dekoracji" na sztalugach wystawione są ikony bez przerwy całowane przez wiernych a potem energicznie czyszczone płynem w sprayu przez porządkowego. W sklepikach można kupić niewielkie i wielkie ikony, pamiątki, magnesy, medaliki. Można też napisać intencję i zapalić prawosławną cienką świeczkę.
     Intencje zawsze są i to w nadmiarze, więc wsuwam dinary w skarbonkę i biorę jedną ze świeczek. Jednak podchodzę od strony, gdzie poruszają się osoby porządkujące i oczyszczają miejsca po wypalonym wosku. Już odchodząc, stopą wpadam w blaszane wiadro na odpadki i czynię nieziemski rumor, odbijający się głośnym echem po przestronnym wnętrzu. Moja intencja zyskuje więcej szans, bo zwróciłam uwagę wszystkich wokół, więc Opatrzność również musiała usłyszeć.
     Pospiesznie uciekam od zaciekawionych i oburzonych spojrzeń turystów i opiekunów świątyni, na dół, tym razem zgodnie z informacjami o kierunku zwiedzania. Białe schody się kończą i zostaję obezwładniona pięknem i bizantyjskim przepychem. Wszystko mieni się od złota: ozdobne żyrandole, ściany i aureole prawosławnych świętych.

fot. Monika B. Janowska
    Gdzieś tutaj jest św. Sawa, patron Serbów, edukacji i medycyny. Tylko, który spośród wielu przedstawionych tutaj biblijnych postaci, świętych, biskupów, którzy spokojnie spoglądają na rzesze zwiedzających ze ścian i sufitów? Nie mam pojęcia. Na wszelki wypadek fotografuję wszystkich jak japońska turystka, zakładając, że później dokonam właściwej identyfikacji.

fot. Monika B. Janowska



fot. Monika B. Janowska

fot. Monika B. Janowska


fot. Monika B. Janowska


Małe przyjemności